Tajemnicze okienko cz.  3

Zdawała sobie sprawę, że narobiła wiele złego, ale prosiła Boga, by jej przebaczył, bo wybaczyć sama sobie nie potrafiła! Być może taki stan rzeczy doprowadził ją do obłędu. To ona przyczyniła się do śmierci swego narzeczonego. Kiedy przyszedł do niej wystrojony, sądziła, że ustala wreszcie datę ślubu, a on tymczasem poprosił, żeby go zwolniła z danego słowa, bo zakochał się w kimś innym i zamierzał ułożyć sobie życie z tamtą kobietą. Wtedy narzeczona wpadła na iście szatański pomysł. Udała, że się zgadza i zaproponowała, że pokaże mu sekretną piwniczkę swego ojca, w której do dziś stoją liczne butelki dobrego wina, bo chciałaby wypić z nim na pożegnanie. Malarz zapewne nie podejrzewał podstępu, bo jako pierwszy wszedł do skrytki, kiedy ją otwarła. Potem wystarczyło pociągnąć za zapadnię i mężczyzna został po drugiej stronie!
W sekretnym pokoju znajdowało się łóżko i malutkie okienko przez które ona dostarczała swojemu więźniowi jedzenie. Kiedy zamknięty malarz był bliski obłędu, ona z litości zaprawiła jego jedzenie trucizną, ale taką, o której słyszała od swego ojca aptekarza, że po śmierci mumifikuje zwłoki. Teraz narzeczonego miała już tylko dla siebie i co noc zasypiała u jego boku! Zapewne trwałoby to jeszcze długo, ale kobieta podobno zatrzasnęła się w owej skrytce. Czy tak mogło być naprawdę? A może dręczona wyrzutami sumienia popełniła samobójstwo zażywając tę samą truciznę, bo przecież jej ciało też uległo mumifikacji? Podobno udało się w końcu znaleźć mechanizm otwierający sekretny pokój, ale przy próbie otwarcia uległ on całkowitemu zniszczeniu. Tak twierdził opowiadający tę historię!
Ja i moja koleżanka położyłyśmy się spać grubo po północy, a panowie przez jakiś czas gawędzili jeszcze na dole. Jednak kiedy wczesnym rankiem obudziłyśmy się, wieczornego gościa już nie było. Zostawił tylko karteczkę, którą Karel mi przeczytał. Prosił, żeby przeprosić „tę Polkę”, bo wczoraj „sprzedał” jej jakąś literacką bujdę! Skoro była mowa o literaturze, o wyjaśnienie zwróciłam się do swego gospodarza, sądząc, że idzie o literaturę czeską, ale ten bezradnie rozłożył ręce, bo nie znał takiego motywu. Powiedział tylko, że kiedy tu zamieszkał, niektórzy sąsiedzi mówili, że stary dom obok jest „nawiedzony”, bo wiele lat temu wydarzyła się w nim jakaś tragedia, a on o nic więcej nie pytał.
Czarującego opowiadacza o cudownym głosie spotkałam później jeszcze kilka razy, zarówno na scenie jak i w zwyczajnym życiu. Być może się uprzedziłam, ale nigdy nie byłam pewna czy on tylko gra, czy też mówi o czymś na poważnie.

 

P.S. W roku 1982 powstał serial czeskiej telewizji „Maly pitaval s velkeho mesta”, z małym poślizgiem emitowany również w telewizji polskiej, traktujący o różnych przypadkach kryminalnych z tego samego okresu co wspomniana wyżej opowieść, a dziejących się w Pradze (czeskiej), ale żaden z odcinków o niej nie wspominał.

Komentarze

Dodaj komentarz