Krystian Schatton zamierza dotrzeć do celu na przełomie września i października / FB Krystian Schatton
Krystian Schatton zamierza dotrzeć do celu na przełomie września i października / FB Krystian Schatton

Wyruszył 1 czerwca z progu własnego domu w Jankowicach rybnickich. Do Santiago de Compostella ma 3460 kilometrów, pielgrzymkę chce zakończyć jeszcze dalej, bo na Cabo Fisterra. Tam wzorem średniowiecznych pątników prawdopdobnie spali ubranie, będące symbolem starego życia i obmyje się w wodach Atlantyku.

To jeden z trzech najważniejszych, obok Rzymu i Jerozolimy, oraz najbardziej wymagający szlak pielgrzymi. Stopień trudności zależy od ilości kilometrów do pokonania i ukształtowania terenu. W końcu przed każdym pątnikiem wyrosną strzeliste, trudno dostępne Pireneje.

Drogą Świętego Jakuba, a po hiszpańsku Camino de Santiago idzie od 1 czerwca Krystian Schatton. Wyruszył z progu swojego domu w Jankowicach rybnickich. Przeszedł już około 1150 kilometrów spośród około 3460 do przebycia. Aktualnie jest w austriackim Tyrolu i kieruje się w stronę granicy szwajcarskiej. Jego główny cel to Grób Świętego Jakuba w katedrze Santiago de Compostela w Galicji na północnym – zachodzie Hiszpanii, gdzie według wierzeń pielgrzymów spoczywa ciało Apostoła zwanego Większym, syna Zebedeusza i Salome. Należał on do pierwszych oraz najbliższych uczniów Jezusa.

- Zamierzam dotrzeć na miejsce z początku października, a jak Bóg da - nawet pod koniec września. Tam chciałbym spotkać się z sąsiadką, która skończy właśnie swoje miesięczne Camino del Norte. Czy się uda, trudno powiedzieć... Myślami nie sięgam aż tak daleko, bo do Santiago mam jeszcze wiele kilometrów. Żyję małymi sukcesami. Przejdę Austrię i dopiero będę martwił się Szwajcarią – powiedział nam w sobotę pan Krystian.

Dlaczego idzie?

- Oprócz samej chęci przemierzenia pieszo Europy, dochodzą proste wyzwania i poszukiwanie samego siebie. Generalnie chciałem coś zmienić w moim życiu i nie chodzi tu o jakiś cud, który mógłby się dokonać po pielgrzymce? Owszem jestem katolikiem i z pewnością mam powody religijne. Modlę się, chodzę do kościoła, ale myśląc o potrzebie wzrostu duchowego, zrozumiałem, że muszę wyruszyć właśnie Drogą Świętego Jakuba – tłumaczy pątnik.

Jak dodaje, czasem chce być sam, a na szlaku nie ma z tym problemu. - Nie wyobrażam sobie pielgrzymki także bez poznawania innych ludzi, którzy wnoszą wiele radości. Przemierzam różne kraje. Bardzo pozytywnie odbieram przywiązanie spotykanych po drodze ludzi do: religii i Boga, swojej ojczyzny – podkreśla Krystian Schatton.

Jego drogę można śledzić na Facebooku. Napisał, że Camino go woła. - Tę drogę tworzą ludzie i to kocham. Jest prosta oraz kręta zarazem, idę szlakiem miłości i wiary, lecz również pokusy i grzechu – zauważa. Główny cel to Santiago i dalej Cabo Fisterra - przylądek i półwysep, uważany w średniowieczu za symboliczny koniec świata. Z wysokich skał widać już tylko Atlantyk. Pątnicy palili tu swoje stare pielgrzymie ubrania i obmywali się w wodach oceanu. To samo zrobi pan Krystian.

Cały artykuł przeczytacie w środowych „Nowinach”.

2

Komentarze

  • peregrino Warto ! 17 lipca 2019 13:46Ktoś, kto nie przeszedł Camino może mieć problemy ze zrozumieniem tych co idą. Byłem wielokrotnie, spotykałem różnych ludzi, którzy z niedowiarków zmieniali się w żarliwych chrześcijan, stawali się innymi i zaczynali postrzegać życie codzienne inną miarą. Pozdrawiam "Buen Camino" Krystianie. P.S. Szedłem podobną trasą w 2010 roku.
  • agnostyk 12345 15 lipca 2019 12:44Jakby Bóg chciał żebyśmy chodzili pieszo nie pozwoliłby nam wymyślić samochodów i samolotów. Także ten...

Dodaj komentarz