O utopku lubiącym zagadki

W tym stawie miał się podobno utopić jakiś rozrywkowy i przekorny młodzik, kiedy podpity wracał z karczmy, a kilka dni później pojawił się w nim utopiec. Jak wyglądał ów demon, trudno było powiedzieć, bo zjawiał się tylko nocą, a wtedy przypominał czarny ludzki cień. Wyskakiwał na brzeg, łapał każdego osobnika, który niefortunnym zbiegiem okoliczności zawędrował nad tę wodę i zadawał mu zagadkę. Kiedy jego ofiara nie potrafiła dać prawidłowej odpowiedzi, to bez ceregieli wciągał ją pod wodę i topił! Jaka to była zagadka i czy zawsze była taka sama, tego nikt nie wiedział.
Zapewne jednak jesteście ciekawi, jak świat dowiedział się o „zagadkowym” hobby utopca. Sprawa była dość prozaiczna. Nad staw zawędrowało dwóch „zawianych” kamratów. Jeden z nich musiał pójść w krzaki za potrzebą i zapewne przez to uratował swoje życie. Bo ten, który pozostał na łące, stał się ofiarą utopka. Mężczyzna, wychodzący z zagajnika, stanął jak rażony piorunem! Wielki czarny cień obejmował jego kamrata i dość głośno zadał mu zagadkę, która brzmiała tak: Co to znaczy, jak na drodze leżą cztery podkowy? Jaka była odpowiedź jego kompana, tego chłop niestety nie dosłyszał, ale musiała być niewłaściwa, bo po chwili jego kamrat i czarny cień zniknęli jak za podmuchem wiatru, a do przerażonego obserwatora dotarło tylko głośne: bul – bul! Jak oparzony pognał więc z powrotem do karczmy! Tam ubłagał kilku chłopów, żeby poszli z nim nad staw. Przyświecając pochodniami obeszli oni cały akwen dookoła, ale zaginionego niestety nie znaleźli. Jego ciało pływające w tatarakach odkrył nazajutrz właściciel małego wędrownego cyrku, który zatrzymał się tam, żeby napoić w stawie swoje konie. Kiedy mieszczanie opowiedzieli mu o wydarzeniu z poprzedniego dnia, cyrkowiec postanowił im pomóc, choć sam nie wiedział jeszcze jak to uczyni. Jeden z jego koni zgubił po drodze podkowę i najpierw musiał się udać do kowala. Ten szybko i zręcznie wykonał swoją pracę, a potem jeszcze poklepał konia po szyi mówiąc: No kawalerze, a teraz nie będziesz już biegał po wsi boso! I wtedy cyrkowcowi rozjaśniło się w głowie: To o to zapewne pytał utopek!
Kiedy zaczęło się zmierzchać, cyrkowiec poszedł nad staw w towarzystwie swego małego, ale silnego niezmiernie niedźwiadka, którego nazywał pieszczotliwie kotkiem lub synkiem. Zwierzak był mu potrzebny na wypadek, gdyby on sam nie potrafił rozwiązać zagadki utopka. Misiaczek był bardzo przywiązany do swego pana i nie pozwoliłby go nikomu tknąć, nawet utopkowi, więc mężczyzna w jego towarzystwie czuł się bezpiecznie. Kiedy tylko wędrowcy pojawili się na łące, czarny cień wychynął z wody. Utopek liczył zapewne na łatwą zdobycz, bo od razu przyskoczył do mniejszego. Szarpnął nim, ale ten mu oddał z niebywałą siłą, dlatego utopek trzymał się teraz od przybyszy w bezpiecznej odległości, ale nie zamierzał dać za wygraną.
– Ty, stary! – wrzasnął do cyrkowca. – Co to za zwierzę?
– Zgadnij! – poradził mu cyrkowiec.
Ale choć utopek wytężał swój mokry umysł, nic nie przychodziło mu do głowy, dlatego wrzasnął po raz drugi:
– Ja tu jestem od zadawania zagadek! Powiedz, co to jest, jak na drodze leżą cztery podkowy?
– To proste, utopku, ale najpierw zawrzyjmy układ: Jak odpowiem na twoje pytanie, ty przestaniesz nękać mieszczan, zgoda? A ja dodatkowo zaspokoję twoją ciekawość i powiem kim jest mój towarzysz!
Czarny cień pomruczał coś pod nosem, ale cyrkowiec udał, że nie dosłyszy, więc po chwili utopek wiedziony ciekawością wypowiedział głośno słowo: Zgoda! A potem drżąc z ciekawości dorzucił: A teraz gadaj!
– Jak na drodze leżą cztery podkowy – zaczął cyrkowiec – to znaczy, że jakiś koń biega po wsi całkiem boso. Prawda?
– Prawda! – ryknął cień, a potem dodał przymilnie: Dalej, gadaj dalej!
– Muszę ci wyjawić, że mój towarzysz to kot, a właściwie kocica ! Bengalska! Ona każdego roku urodzi tysiąc małych, miłych kotków, takich jak ten tutaj, a ja oddam je za darmo waszym mieszczanom, bo spodziewają się plagi myszy i szczurów!
– Nie rób tego! – wrzasnął utopek.
– Nie mogę złamać danego słowa! – spokojnym głosem oznajmił cyrkowiec. – Mam nadzieję, że i ty dotrzymasz swojego.
– Dotrzymam! – ryknął znowu utopek. – Przez te koty będę musiał wynieść się z miasta!
I tak się stało. Utopek już nigdy więcej się nie pojawił ani w miasteczku, ani w okolicy stawu.

Komentarze

Dodaj komentarz