Posesyjni, otrzęsiny i ich pięćdziesiątka

Jedni siedzieli razem w szkolnej ławce w podstawówce, inni mieszkali po sąsiedzku w powojennych blokach przy ulicy Sienkiewicza czy Konopnickiej. Jeszcze inni zazwyczaj spotykali się wieczorami w parku przy ulicy Sportowej na zimnym piwku. Łącznie było ich kilkadziesiąt osób. Co jeszcze ich łączyło? Od poniedziałku do piątku byli pilnymi (choć niekoniecznie) studentami przeróżnych uczelni wyższych: uniwersytetów, akademii, politechniki – w Katowicach, Gliwicach, Wrocławiu, Krakowie, a w weekendy... A w weekendy wracali do sennych zazwyczaj, niewielkich Leszczyn, miasteczka liczącego sobie kilkanaście tysięcy mieszkańców, w którym wielu pracowało w pobliskiej rybnickiej Hucie Silesia, a jeszcze więcej osób w zakładach drobiarskich czy na kopalni Dębieńsko. I to właśnie tam, w tym małym miasteczku, w którym nie było wówczas nawet szkoły średniej, oni - żacy -od podstaw stworzyli życie kulturalne i jeden z pierwszych na Śląsku i w Polsce klubów studenckich. "Posesyjni" bo, o tym owianym już legendą Regionalnym Ośrodku Studenckim mowa, świętują właśnie 50-lecie.

To był maj 1969 roku. Studenci, którzy dojeżdżali codziennie na zajęcia do Katowic, albo ci mieszkający wspólnie w akademiku w Gliwicach, doszli do przekonania, że skoro w sobotę, niedzielę są w domu, to trzeba zawiązać więzi koleżeńskie. Spotkanie założycielskie zorganizowali 17 maja. W okazałej sali miejscowego Klubu Górniczego spotkało się kilkanaście osób. - Był to ewenement w skali całego kraju – klub studencki w kilkunastotysięcznym miasteczku, z dala od ośrodków akademickich. O Leszczynach zaczęło być głośno w regionalnych mediach, także w telewizji, a wtedy była tylko jedna, państwowa! - wspomina Krzysztof Kluczniok, jeden z założycieli ROS.

To jego brat Andrzej, ówczesny student Akademii Ekonomicznej, wymyślił nazwę. Skąd się wzięła? Opcje są dwie: - Bo działaliśmy po zajęciach, sesjach i egzaminach. Ale druga opcja mówi o tym, że nazywamy się "Posesyjni", bo większość z nas zaliczała egzaminy już po oficjalnym terminie sesji – śmieją się byli członkowie.

Najbliższymi współpracownikami wybranego wówczas na prezesa Janusza Michalskiego byli od początku: Eugenia i Barbara Wiatrak, Zygmunt Depczyński, Edward Fojcik, Krzysztof Kluczniok, Czesław Kurpanik, Piotr Zgraja i Bolesław Żukowski oraz nieco później Tadeusz Gajda.

Leszczyńscy żacy szybko zaczęli organizować imprezy dla siebie i mieszkańców Leszczyn, sprowadzając najlepsze w Polsce zespoły studenckie, które w tym czasie stanowiły czołówkę krajową. Wyobrażacie sobie, że w Klubie Górnika w niewielkich Leszczynach gościli aktorzy Witold Pyrkosz czy Marek Perepeczko, a wykłady wygłaszał profesor Kazimierz Popiołek, ówczesny rektor Uniwersytetu Śląskiego.


Posesyjni tworzyli pierwsze audycje dla radiowęzła w kopalni Dębieńsko, organizowali przedstawienia, dyskusje. W jednym z wywiadów Janusz Michalski, pierwszy prezes Posesyjnych, wspominał, że audycje dla zakładów pracy robili na zwykłym magnetofonie szpulowym, bo o profesjonalnym stole do montażu można było wtedy tylko pomarzyć. Studio nagrań nazwali BER 505 - od Bolka, Edka i Romka, czyli od imion studentów, którzy je wówczas tworzyli.

Wieczorami w Klubie Górnika Posesyjni organizowali wieczory z muzyką poważną przy świecach oraz spektakle Teatrzyku Poezji kierowanego przez Eugenię Wiatrak. - Miałem dobry gramofon i sporą kolekcję płyt. Spotkanie z danym kompozytorem zaczynaliśmy od krótkiego wprowadzenia na temat jego życia, twórczości, a potem przez 1,5 czy 2 godziny leciała nastrojowa muzyka. Odwiedzało nas sporo młodzieży, sala przeważnie była pełna – opowiada Grzegorz Smołka.

Przy Posesyjnych działała także grupa uczniów okolicznych szkół średnich (Koło Sympatyków ROS), którzy stopniowo zasilali ich szeregi. I tak właśnie zaczynał pan Grzegorz.

- Byłem uczniem trzeciej klasy liceum, a w klubie działała wówczas moja siostra. Pomagałem przy organizacji imprez, były wieczory muzyczne, a potem zająłem się kabaretem – wspomina Grzegorz Smołka.

W Posesyjnych działał także po zakończeniu liceum już jako student historii na Uniwersytecie Śląskim. - Miałem zainteresowania plastyczne, lubiłem kabaret, a w klubie zawsze się coś działo. W Leszczynach alternatywy nie było w zasadzie wtedy żadnej – podkreśla.

Tworzone przez żaków scenki kabaretowe wystawiano w domach kultury w Rybniku, a także w innych klubach studenckich. - Jeździliśmy wszędzie tam, gdzie nas zapraszano. Unikaliśmy raczej tematyki politycznej, trzymaliśmy się obyczajówki, spraw społecznych – mówi Grzegorz Smołka.

Wielu byłych żaków i mieszkańców Leszczyn do dziś wspomina słynne już wieczory, w czasie których organizowano tzw. Sądy Młodych. - Przyjeżdżał do nas sędzia Józef Musioł i prowadził "rozprawy", w których odgrywaliśmy role sędziów, prokuratorów, oskarżonych i świadków, a widownia wydawała werdykt – mówi Smołka.

Posesyjni gościli także takie tuzy awangardy muzycznej jak Andrzej Bieżan, Helmut Nadolski czy genialny niewidomy pianista Mieczysław Kosz.

Od początku swojej działalności studenci z Leszczyn chcieli stworzyć imprezę, która przyciągnęłaby tłumy i stała się prawdziwą wizytówką miejscowości. - Zorganizowaliśmy otrzęsiny, w trakcie których przyjmowaliśmy w swoje szeregi nowe grupy studentów, a władze miasta przekazywały im na ten czas symboliczne klucze od bram miasta. Przez Leszczyny przechodził barwny korowód, a żacy w stylizowanych strojach pobierali myto od przejeżdżających samochodów i... rowerów. Imprezie towarzyszyły jarmarki staroci i wieczorne zabawy w parku miejskim. Otrzęsiny przekształciły się z czasem w Dni Leszczyn, które z różnymi zmianami, jako Dni Miasta, stały się imprezą organizowaną do dzisiaj już w nowych granicach administracyjnych gminy – opowiada Krzysztof Kluczniok.

Poprzebierani Posesyjni owijali swoich młodszych kolegów w pokutne wory. I oni w takich strojach szli przez miasto. Na ulice wychodziły tłumy leszczynioków. W parku zakuci w dyby studenci przechodzili chrzest. Było turlanie w beczce i golenie twarzy. - Dało się to przeżyć. Ja byłem kilkakrotnie mistrzem ceremonii w czasie otrzęsin. Najpierw bawiliśmy się w naszym klubie, z czasem impreza wyszła na ulicę. Szliśmy pochodem, pod urzędem odbierałem symboliczny klucz do bram miasta, a potem bawiliśmy się w parku – dodaje Grzegorz Smołka.

Co roku, gdy żacy przyjmowali do swojego grona nowych adeptów, podczas otrzęsin mieszkańcy miasta jedyny raz w roku mogli podziwiać pokazy fajerwerków. To dopiero w tamtych czasach było show. Studenci załatwili sztuczne ognie w zakładach Krywałd w Knurowie. Przywiezienie ich do Leszczyn było skomplikowaną operacją. Zapalniki musieli wieźć w jednym aucie, fajerwerki w drugim, a cały konwój zabezpieczała jeszcze karetka.

Regionalny Ośrodek Studencki "Posesyjni" dwa razy został laureatem Ogólnopolskiego Konkursu Klubów Studenckich "O nagrodę Czerwonej Róży", a Janusz Michalski, późniejszy naczelnik Leszczyn, Młodzieżowym Bohaterem Roku 1972 w plebiscycie Polskiego Radia Katowice i "Wieczoru". Przez kilkanaście lat przez Regionalny Ośrodek Studencki "Posesyjni" w Leszczynach przewinęła się ponad setka młodych ludzi, którzy 1 czerwca w liczbie ponad 50 spotkają się na jubileuszu.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt
2

Komentarze

  • Antyk tak ci przeszkadza? 27 maja 2019 08:42tyle że inny marszałek nawet nie wie gdzie są Leszczyny i raczej by nie przyjechał
  • Stary Leszczyniok 50 lat 25 maja 2019 14:17Chyba wielu "Leszczyniokow" pamięta i dobrze wspomina działalność Posesyjnych!

Dodaj komentarz